Norwegian Wood - Haruki Murakami

Wkrótce nadszedł sen i zamknął za mną ciężką, ołowianą bramę - po drugiej stronie snów nie było.


Pokusiłam się o następną książkę wyżej wymienionego autora. Zaczynam myśleć, że powoli uczy mnie dorosłego życia, pokazuje rzeczywistość, klepie po plecach i mówi, że takie właśnie życie jest. I choć nigdy nie byłam przykładną uczennicą, to w tej relacji chcę być szóstkowa, bo chłonę książkę za książką... i nie czuję się znużona. Wręcz przeciwnie, szczerość jego słów wyjątkowo do mnie przemawia, i mam ochotę brać garściami to co do mnie mówi - a raczej pisze. Fabuły niezbyt się różnią, jest to historia ludzi, którzy napotykają na dołki emocjonalne, przeciętne życie, próbują być po prostu szczęśliwi, ułożyć los tak jak oni by chcieli. Targają nimi miłości i straty. A gdzieś, właśnie w tym wszystkim kryje się coś wciągającego, tajemniczego, ciekawego... a przede wszystkim szczerego. Chyba to najbardziej podobało mi się w jego książkach. Fakt, że były wiarygodne. Nie wiem, co mogła bym jeszcze napisać. Nie jestem pewna czy sięgnęłam bym po nie (na razie te dwie) jeszcze raz. Wydaje mi się, że jest to jednokierunkowa przygoda, a do takich raczej nie należy się cofać. Trzeba je po prostu przeżyć i odpuścić. Iść naprzód. Wracać do nich myślami. Melancholijnie, ale przyjemnie. Widać, melancholia też może być miła dla duszy... albo jakbym pospiesznie i na odczep powiedziała 'spoko'. Myślami, na pewno jeszcze do niej wrócę.

Świetnie dobrana, kolorystyczna seria i styl okładek - Agnieszka Spyrka. Dzięki tej Pani, uwielbiam się gapić na same okładki tych książek.

ocena: Murakami(logia) w dobrym stylu

PS No proszę, film Norwegian Wood też jest... no to muszę, te sławne Great Gatsby i inne hitowo-kinowe relacje odłożyć na boczek :>

Na południe od granicy, na zachód od słońca - Haruki Murakami

Udawaj, żeś szczęśliwy, gdy ci smutno
To nie takie trudne


Nie wiem co się stało, że po tak długiej przerwie z książkami, nagle weszłam od 'tak sobie' do biblioteki i wyszłam z książką japońskiego, znanego już od jakiegoś czasu w Polsce pisarza. Pierwsza moja myśl była taka, że nachalnie wparuję po którąś z powieści Nicholasa Sparksa, której jeszcze nie miałam okazji przeczytać. Pierwotnym planem była wzruszająca historia, coś co mogła bym kojarzyć z ciepłem, latem, może i nawet lekką beztroską. Trochę zawsze staram się 'zamydlić' wspomnienia lata, takimi  właśnie powieściami. Nie wiem w każdym razie, czy to moja pewnego rodzaju 'ułomność' (powinnam umieć alfabet od przedszkola - tak myślałam) ale nie mogłam znaleźć w bibliotece literki 'S', więc jakoś wylądowałam przy 'M', wybrałam najcieńszą pozycję (co by na sam początek, nie zmęczyła się przekładaniem stron) i powędrowałam do markotnej Pani za komputerem. I tak właściwie rozpoczyna się przygoda z książkami Haruki Murakami'ego. I chyba dobrze, że wreszcie ktoś mi daje małego, życiowego kopa i pokazuje poprzez słowa, że nie ma krótkich odpowiedzi na pewne pytania. Czy istnieje miłość i spełnienie idealne?... I po tej książce mój mózg zaczyna wirować. Tak, wirować. Jak pralka. W dodatku z tych lepszych modeli. Ale które za to częściej się psują. Szczerze polecam tę książkę, może nie każdy jest w stanie ją polubić, ale mam wrażenie, że daje coś ważnego, takie wyjęte z życia, doświadczenie na papierze. Czyta się tak jakby piło się herbatę, po mału, bez wysiłku, ale z esencją. Z góry (a może raczej z dołu?) przepraszam za wszystkie mechaniczno-herbaciane metafory... pssst! i jak mam okazję lekki brak nieobecności :)

ocena: lekkie pióro z siłą indywidualnego przekazu