Nigdy, ale to przenigdy nie miałam zajawki na perfumy. Ładnie pachnieć - zawsze przyjemnie, ale każdy zapach jaki kiedykolwiek trafiał w moje ręce z jakiejkolwiek okazji był rzecz jasna bardzo mile widziany, ale rzadko psikany (rym całkowicie niezaplanowany) :) Jednak gdybym miała wybierać pomiędzy takimi perfumami jak Dior czy Coco Chanel... To jest jednak jakaś magia. Marketing jednak robi swoje, spójrzcie sami:
Prowadzę ze sobą wewnętrzną polemikę. Mam swojego faworyta, ale zakup perfum 'z wyższej półki' przekracza min. 200 zł. Wydać czy nie wydać? Oto jest pytanie.
A może znacie jakieś inne lub być może o wiele tańsze perfumy, które was inspirują?
Zupełnie nowa produkcja kanału ABC Family - 'The Lying Game', opartej na książkach Sary Shepard pod tą samą nazwą.
Głównymi bohaterkami są Emma i Sutton - bliźniaczki, które w końcu odnajdują siebie nawzajem, przebywając jednocześnie w różnych rodzinach zastępczych. W wyniku pewnych okoliczności Emma ucieka z miejsca w którym żyła. Szukając schronienia u Sutton jest zmuszona wcielić się w jej rolę i życie, gdy ta postanawia wyruszyć z kolei w podróż, szukając ich biologicznych rodziców...
Serial miał swoją oficjalną premierę 15 sierpnia. I choć już są na razie tylko 2 odcinki to stwierdzam iż zdecydowanie zaczerpnął swój urok i tajemniczość od 'The Pretty Little Liars'.
Trudno powiedzieć czy z biegiem odcinków nie stanie on się dużo gorszy czy lepszy, lecz zdecydowanie można powiedzieć, że nie jest to porażka. Co będzie, to będzie. Pozostaje tylko śledzić losy Emmy i Sutton, i zobaczyć co z tego wszystkiego wyniknie. No i zobaczymy, czy producentom uda się podnieść oglądalność dzięki temu serialowi...
Właśnie przed chwilą natrafiłam przypadkowo na książkę, którą byłam kiedyś niezwykle zainteresowana ze względu na oglądanie przeze mnie z wielką przyjemnością serialu "The Pretty Little Liars". Okazuje się bowiem, że książka Sary Shepard doczekała się w końcu wydania w polskiej wersji!
Szkolna 'perełka', niezwykle lubiana (przez niektórych znienawidzona), pożądana, tajemnicza i popularna Alison zostaje zamordowana w niewyjaśnionych okolicznościach. Rok później, jej przyjaciółki - Aria, Spencer, Hanna i Emily, otrzymują dziwne, niepokojące sms-y. Ktoś najwyraźniej chce odkopać sekrety Ali z grobu... Co zrobią z tym dziewczyny?
Premiera jest zapowiedziana na 24 sierpnia 2011 roku. Jak widać zostało jeszcze trochę czasu. Zachęcam więc do obejrzenia odcinków serialu w internecie (serialeonline.pl, iitn.info, zalukaj.pl) albo mieć nadzieję i czekać, aż "The Pretty Little Liars" ukażą się w telewizji, gdyż krążą pogłoski, że mają się pojawić w sierpniu na jednej z polskich stacji. Ze swojej strony gorąco polecam "The Pretty Little Liars"!
W empiku można zamówić książkę przedpremierowo za 25,49 zł.
Wiem, wiem... Bardzo mnie długo tutaj nie było :) jedno słowo na ten temat - szkoła. Jednak pisząc recenzję artykułu na geografię pomyślałam, że mogła bym tutaj zajrzeć i wkleić. Mam nadzieję, że Was zachęcę. Mega fajny artykuł choć trochę przytłaczający tymi wszystkimi... zarazkami.
Ten artykuł wywarł na mnie ogromne wrażenie, uświadomił i otworzył oczy na... zarazki. Tekst w całości jest poświęcony niewidzialnym dla naszego oka wrogom - wszelkim zarazkom, wirusom i bakteriom. Wszyscy doskonale wiemy, że idealnym sposobem na zabicie wszelkich form zarazków jest wycieczka do lekarza, a potem do apteki. Wykupienie parę antybiotyków i po sprawie. Jednak nie do końca zdajemy sobie sprawę, iż nie mamy tego pod kontrolą tak jakby nam się to wydawało. Wszystkie złowieszcze choroby panujące na takim kontynencie jak Afryka i nie tylko, wydają nam się bardzo dalekie. Może i ktoś by nawet powiedział "nieosiągalne". W artykule zamieszczony jest przykład 73-letniego człowieka, który po ukąszeniu zawirusowanego komara leżał z zapaleniem mózgu, w śpiączce. Szpital to punkt wysunięty na południe w Stanach (Tallahassee). Wirus zawędrował z Ugandy. Dwa lata wcześniej złożył wizytę w Nowym Jorku. Wszelkie latające stworzenie ułatwia doskonałą wymianę zarazków. Coraz więcej ludzi i miejsc gdzie mogą mnożyć się komary, a jak sami stwierdzają autorzy artykułu - "to prosta droga do katastrofy zdrowotnej". Szybko się przemieszczają i tym samym uodporniają jak np. gruźlica, odporna nawet na najnowsze antybiotyki co może wróżyć z kolei epidemię na światową skalę. Podobnie jak malaria, która dziś zabija rocznie ok. 1,2 mln osób (w tym połowę dzieci). Co najmniej 20 poważnych chorób wróciło w "lepszej" uodpornionej wersji w ostatnim ćwierćwieczu, a naukowcy odkryli ponad 30 nowych chorób na które nie ma lekarstwa (gorączka Marburg czy AIDS). Wydaje się, że poprawa higieny czy leki powinny pomóc... i tak w zasadzie jest. Jednakże ze zmieniającym się światem, zmieniają się również i zarazki. Mogą ewoluować nawet do rangi bezwzględnych zabójców. Pierwszy raz dowiedziałam się w tym artykule o czymś takim jak atak "bioterrorystyczny". Terroryści mogą posłużyć się mikrobami i znacznie łatwiej przedostać "broń" za granicę. Niekontrolowane epidemie mogłyby stanowić bardzo poważny problem i wzbudzić ogromną panikę. Patrząc jednak na codzienne życie ludzi można spostrzec, że choroby pomimo tego iż są i wiecznie będą, nie są w pewnych możliwych sytuacjach eliminowane. I to właśnie sprawia, że nawet bez bioterrorystów istnieje niebezpieczeństwo i ból. W krajach rozwijających się trzydzieści milionów niemowląt nie ma dostępu do szczepień. Jak określają to autorzy "żaden kraj nie jest samotną wyspą" bynajmniej dla zarazków. W tekście przedstawione jest 6 chorób, które są odpowiedzialne za 90% zgonów na świecie, są to: grypa, HIV/AIDS, choroby biegunkowe, gruźlica, malaria, odra. Śmiercionośne choroby mogą stać się również legendą jak i tajemnicą ("angielskie poty"). Do takich legendarnych chorób należą: dżuma, cholera, tyfus jak i ospa. Mikroby działają szybko - "rozprzestrzeniają się praktycznie wszędzie w ciągu 24 godzin". Choroby są szybkie i jest ich sporo, a koncerny farmaceutyczne działają z spowolnionym tempie gdyż nie opłaca im się produkować nowych leków. Niestety w ciągu 5 lat wprowadzono w Stanach Zjednoczonych jedynie trzy leki z danej grupy. Poprawiła się za to produkcja szczepionek na grypę - "koncerny farmaceutyczne potrafią dziś wyprodukować przed sezonem około miliarda dawek". Podsumowując bardziej pozytywnie moją recenzję artykułu trzeba również wspomnieć, że w 2009 roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że "okołoporodowe zakażenia tężcem udało się wyeliminować na całym świecie prócz siedmiu krajów w Afryce i czterech w Azji. Wszystko dzięki programowi szczepień kosztującemu zaledwie 1,2 dol. za trzy dawki". Takie sukcesy ratują życia ok. 180 tys. noworodków! Przeczytawszy ten artykuł mogę ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że jest wyjątkowo godny uwagi i edukujący. Taki artykuł jak ten, powinien przeczytać każdy, aby być świadomym otaczającego nas "świata zarazków" w którym chcąc czy nie chcąc musimy żyć. Jak najbardziej warto zapoznać się z tą lekturą i przekazać ją dalej.
Pełna ciepła, zabawna historia o miłości dwojga nastolatków. Ona - ekscentryczna hodowczyni kurczaków i fanka przesiadywania na drzewach; On - kompletnie nie rozumiem jej świata. Jednak w ósmej klasie coś się zmienia. Film Roba Reinera, reżysera takich hitów jak: 'Chodź goni nas czas', 'Tylko miłość' czy 'Kiedy Harry poznał Sally'. (zalukaj.pl)
Obejrzałam ten film parę dni temu... i muszę przyznać, że ogromnie mi się spodobał ;) Prosty przekaz, świetni aktorzy i ta niezwykła aura dzieciństwa. Idealnie do tego filmu pasuje przysłowie (które ja z kolei uważam za wyjątkowo głupie i nieprawdziwe) : 'Kto się czubi ten się lubi'. Juli Baker (Madeline Carroll) pomimo swoich szczerych chęci i sympatii do Bryce'a Loski'ego (Callan McAuliffe) nie mogła doczekać się odwzajemnienia jego uczuć. Bryce bowiem uważa ją za dosyć irytującą, głupiutką sąsiadkę, która przesiaduje ciągle na drzewie i karmi kury. Marzy o chwili kiedy dziewczynka w końcu przestanie go nękać. Jednak po długim okresie prób uwolnienia się od osoby Juli Baker (gdzie chłopiec przez chwilę osiąga nawet sukces) ponownie wpada w jej sidła... ale tym razem chyba już na dobre.
Film jest bardzo, bardzo, ale to bardzo sympatyczny. Klasyczny, niezapomniany... bo właśnie takie filmy zapadają mi w pamięci. Chociaż muszę przyznać, że doskonale (jak i pewnie ci którzy oglądali film) zdawałam sobie sprawę jak to wszystko się skończy to jednak z niecierpliwieniem nie mogłam się doczekać końca. Wspaniała muzyka i atmosfera filmu wywołała u mnie zachwyt. Choć postacie muszę przyznać były na pewien sposób całkiem pospolite. Przystojny nawet jak na swój wiek Bryce, z ubóstwianymi przez Juli oczami i sama Juli, uważana z kolei za niezbyt ’fajną’ i dziwną dziewczynkę. Rodzice są również stereotypowi. Ojciec Bryce’a wyjątkowo hardy, nieczuły i niezbyt wrażliwy. Matka mająca swoje zdanie, choć zbytnio czasami wyrozumiała w stosunku do swojego męża. Pojawia się również dziadek Bryce’a, który nie może się uporać ze śmiercią żony, cichy, czytający gazetę (chociaż to on jest kluczowym bohaterem, dziadkiem dobrej rady), Rodzice Juli są z kolei otwarci, przyjaźni, żyjący skromnie, dbający o siebie nawzajem. Tata Juli jest artystą, który jest dla niej opoką, nawet wtedy kiedy Julia przeżywa wewnętrzne smutki związane z Bryce'm i nie tylko…
Właśnie z tych, dwóch różnych rodzin rodzi się więź pomiędzy dziećmi. No ale do tego czasu, aż ta więź naprawdę się ‘narodzi’ musi dojrzeć do tego przede wszystkim Bryce i zdać sobie sprawę z tego, że nie liczy się miano ‘najładniejszej i najfajniejszej dziewczynki w szkole’ według rankingów jego kolegów, ale liczy się ta dziewczyna, która jest mu najbliższa.
No i jeszcze tylko jedno słówko...
Kto ‘skomponował’ polski odpowiednik tego tytułu to ja nie mam pojęcia… beznadzieja!
Magia jest niebezpieczna, ale miłość jeszcze bardziej. Szesnastoletnia Tessa Gray pokonuje ocean, by odnaleźć brata, a celem jej podróży jest Anglia za czasów panowania królowej Wiktorii. W londyńskim Podziemnym Świecie, w którym po ulicach przemykają wampiry, czarownicy i inne nadnaturalne istoty, czeka na nią coś strasznego. Tylko Nocni Łowcy, wojownicy ratujący świat przed demonami, utrzymują w tym chaosie porządek. W trakcie swoich poszukiwań Tessa uświadamia sobie, że będzie musiała wybrać między ratowaniem brata, a pomaganiem nowym przyjaciołom, którzy stoją na drodze sił ciemności... i że miłość potrafi być najniebezpieczniejszą magią. (na odwrocie książki)
Mechaniczny anioł Cassandry Clare to książka po którą chciałam już siegnąć jak tylko weszła w obieg do księgarni. Po szczęśliwej serii "Dary Anioła", którą zachwyciłam się odrazu po przeczytaniu, doszłam do wniosku, że muszę przeczytać i tą książkę... Czas jednak nieubłaganie mijał i na końcu Mechaniczny anioł wylądował w wigilijny wieczór pod moją choinką :)
Czego nie można powiedzieć o tej książce? Nie jest to jednorazowa opowieść. Na samym początku myślałam, że będzie to krótki epizod, opowieść której koniec odkryjemy na łamach ostatniej strony. Nic bardziej mylnego i jednocześnie cieszącego oko czytelnika. Historia wcale się nie kończy, stawia za to coraz więcej pytań na które autorka - Cassandra Clare, będzie musiała odpowiedzieć w następnych częściach, serii Diabelskie maszyny. Nie da się ukryć, że istnieją pewne podobieństwa między bohaterami Mechanicznego anioła, a bohaterami Miasta kości wykreowanych przez autorkę. Nie można jednak powiedzieć, że obie książki nie są równie interesujące. Wciągają i to taki sposób, że czułam się jakbym stała obok nich w Instytucie i obserwowała całą zaistniałą sytuację z boku. William Herondale (MA) i Jace Wayland (MK) mają ze sobą wiele wspólnego. Oprócz tego, że oboje zapierają dech w piersiach swoim bohaterkom, to ukrywają również mroczne tajemnice. Jednakże Will pomimo swojej tajemniczości, urody i niezwykłych, magnetyzujących oczu (na których opis potykamy się co rusz w książce) jest także człowiekiem, którego główna bohaterka Tessa, nie jest w stanie odszyfrować. Jego cyniczny sposób bycia i postawa zniechęcają ją do Willa, jednak jak to bywa w takich książkach - to co miałoby odpychać, niewiarygodnie przyciąga. Tessa jest dziewczyną z pozoru normalną, uwielbia książki i nieodznacza się szczególną urodą. Wyróżnia ją jedynie talent, który posiada. Potrafi bowiem zmieniać swój wygląd za pośrednictwem jakiegoś przedmiotu, który należał do danej osoby. Jej talent okazuje się być 'smacznym kąskiem' dla pewnej (jak się później okaże) mrocznej postaci. Stosunek jaki łączy Tessę i Willa jest nieodgadnięty - tak najlepiej bym to określiła. 'Coś' ich łączy, jednak nie wiadomo co to, tak naprawdę jest. Można by określić, że Will jest tańszą podróbką Jace'a z Darów Anioła jednakże wolę oceniać ich indywidualnie i nie porównując. Will jest stylizowany na chłopaka, który ma zauroczyć dziewczyny czytające lekturę. Czy ja wiem? Jego humor nie jest do końca tak wyśmienicie dopracowany... Może w następnych częściach, bardziej zauroczę się jego osobą. Jedną z głównych postaci jest również Jem (James), który jest przyjacielem Willa i chłopakiem z poważnym problemem. Nie może być przez to tak sprawnym Nefilim, jakby chciał. Odgrywa za to ważną rolę w książce, mądrej i dosyć zrównoważonej osoby nawet jak na swój wiek. Pomimo tego, że sam ma własny kłopot, pilnuje Willa i stara się być dla niego jak najlepszym i (co często sam podkreśla, że bywa trudne) wyrozumiałym przyjacielem. Jem jest jedyną osobą jaką przejmuje się Will. Są przyjaciółmi, oboje sierotami, są dla siebie niemal jak bracia. Co by jednak facetów nie było za dużo, kolejną postacią jest także zarozumiała Jess, dziewczyna o nienagannej urodzie i zachowaniu. W przeciwieństwie do Willa i Jema, nie chce za wszelką cenę ukazać siebie jako Nocnej Łowczyni. Nie przywiązuje do tego żadnej wagi, pragnie być jedynie w przyszłości staromodną panią domu, wychowującą dzieci i uczęszczającą notorycznie na bale i przyjęcia. Tessa nie darzy ją zbytnią sympatią. Jest złośliwa, arogancka i nienawidzi Instytutu. Nie potrafi zaakceptować swojej prawdziwej natury. Instytut prowadzi Charlotte i Henry. Charlotte jest drobną, waleczną osobą, która dba o dobro innych. Henry, jej mąż to maniak wynalazków, niedoceniany przez innych, trochę taka "fajtłapa". Wszyscy bohaterowie są w miarę dobrze wykreowani. Nie dostarczają nam zbyt dużo informacji o sobie, jednak są ciekawi z charakteru. Akcja, która toczy się wokół nich jest wartka i owiana tajemnicą aż do samego końca. Podobało mi się, że jako prequel Darów Anioła można było rozpoznać niektóre postacie, których miało okazję się już poznać. Wszyscy, którzy przeczytali Dary anioła na pewno pamiętają ekstrawaganckiego Magnusa Bane, prawda? :) Mogę wam tylko powiedzieć, że jest taki sam, jakiego mieliśmy okazję go poznać. Plusem są także piękne fragmenty poezji, które rozpoczynają kolejne rozdziały książki.
Aha, i co do okładki. Niezbyt pociągająca czytelnika. Bardziej przypomina mi jakiś wstęp do taniej serii komiksów. Moim zdaniem chłopak, który jest na niej przedstawiony to Jem. Po pierwsze jest Nocnym Łowcą (co możemy to odgadnąć po nadgarstku - znaki), po drugie ma laskę w ręku, która towarzyszy mu w książce. Pewności 100% nie mam, ale tak właśnie podejrzewam... No dobrze, a co z tytułem? Tytułowy mechaniczny anioł to atrybut należący do Tess.
Podsumowując, książka jest owiana niezwykłą tajemnicą. Bardzo ją polubiłam i z chęcią przeczytam również pozostałe części, które wyjdą. Polecam ją każdemu. Cassandra Clare stworzyła ciekawy, inny świat do którego mamy bilet wstępu. Na koniec swojej krótkiej recenzji chciała bym powiedzieć bardzo ważną rzecz: nie zniechęcajcie się okładką!Dary Anioła też nie stanowią cudownej oprawy graficznej, a jednak książki okazały się świetne. Na otuchę mogę dodać, że sama autorka Cassandra Clare również nie była zadowolona z polskiej wersji okładki.