Sugar Man (2012)

czas trwania: 1h, 25 min produkcja: Szwecja,
Wielka Brytania
I wonder, I wonder, wonder I do

Zdecydowanie, osoba godna zapamiętania. Artysta - słowo, które w tym przypadku, potrafi jeszcze zaskoczyć, wzruszyć i zadziwić. Gdzie nagle - przynajmniej ja - odkrywam w sobie gdzieś dawną zakurzoną pokorę, widząc życie innych ludzi. Staję się nagle taaaaka malutka i wstyd mi przerywać historię tego człowieka, tylko po to żeby udać się po szklankę soku... Respekt. Chyba to właśnie czułam.

Krążą różne spekulacje na temat samego wykonania filmu, faktów, kontekstu wypowiedzi, jej formuły i sposobu ukazania tej historii. Jednak dla mnie, kluczem była sama postać. Spróbuję, więc trochę się oderwać i nie inwigiliować w zawiłości tychże spekulacji... Gdyż specem biograficznym nie jestem, a główną motywacją do 'zrecenzowania' Sugar Man'a jest przede wszystkim jego główny bohater - Rodriguez. Zastrzegam sobie zatem emocjonalną sieczkę w mojej głowie.
Na samym początku miałam wrażenie, że oglądam thriller. Początek dokumentu wrzuca mnie w dość ciemne uliczki, dym, mroczne klimaty (trochę fantazja mnie ponosi) i ukazuje ludzi, którzy wypowiadają się na temat osoby, której zupełnie nie znam... Co najwyżej z plakatu, bo nawet nie z opisu. I tutaj zaczyna się rodzić tajemnica artysty, którego muzykę jak i życiorys stopniowo, ale w małej dawce, co rusz się odkrywa.

Są momenty w moim życiu, które bardzo cenię, m.in. momenty autorefleksji przy filmie czy też książce. Oczywiście nie zawsze te melancholijne, ale również pozytywne, które nawiedzają człowieka i dają świeże, pogodne spojrzenie na życie. I taka jest właśnie moja osobista opinia odnośnie tego filmu. Wiara w to kim jesteśmy, co chcemy robić, w swoje wartości. Niesamowity jest fakt, jak może jeden człowiek, dać taką inspirację rzeszy innych ludzi, poprzez swoją muzykę, dając kopa zarówno do działania, jak i znów - do wiary, a także dostarczając mocy i sił, aby walczyć o to, co jest dla nas ważne. Zupełnie jakby były to baterie, które można codziennie wymieniać.

Wiele nieporadnie, napisanych słów wcisnęło mi się na klawiaturę... ale muszę przyznać, że nie umiem oddać w stu procentach tego co czułam. 'Prawdziwa historia, która wzrusza do łez' - dosyć banalne, ale może po trochu prawdziwe. Jeżeli macie ochotę na kino, które dostarczy wam wyrwaną kartkę z przeszłości, historii życia artysty (zupełnie nie wiem, skąd mi się biorą te wybujałe metafory O.o) to polecam serdecznie ten film. Relaks i inspiracja zagwarantowane.

Ocena: niezwykła historia z życia wzięta, od zaraz