Zakochani w Rzymie / To Rome With Love, 2012

czas trwania: 1h, 52 min produkcja: Hiszpania, USA, Włochy
reż. Woody Allen

Life is sometimes very cruel. 
It does not give satisfaction nor to thoes who are rich and famous, or to thoes who are poor and unknown. But to be rich and famous, between the two, is definitely better.

Ciągle jeszcze mam rozpalone policzki! (jakkolwiek by to głupio nie zabrzmiało) Ale prawda jest taka, że właśnie ten 'specyficzny' humor w wykonaniu Woodego Allena trafia w mój gust idealnie. Nie mogłam przestać się zarówno śmiać jak i być zdziwiona absurdem (pozytywnym absurdem!) "Zakochanych w Rzymie". Tylko ten reżyser był w stanie wymyślić TAKIE (nie chce nic, a nic zdradzać!) sceny w tym filmie i zaczarować widza w ten sposób, że natychmiastowo czuje się przypływ pozytywnej energii i rozluźnienia, prawdziwego jak dla mnie - relaksu i oderwania od tak szarej rzeczywistości - oczywiście w porównaniu do tak mocno ubarwionych 'charakterem' filmów Woodego Allena.

Wiele słyszy się jednak o podziale widowni... bo są tacy którzy kochają jego filmy, a jest również część, która kompletnie nie może pojąć dlaczego nazywają go 'geniuszem' i oceniają jego filmy tragicznie nisko. I absolutnie nie można krytykować żadnej ze stron. Jest to idealny wręcz przykład, że o gustach się nie dyskutuje! (ani o poczuciu humoru) 
Krótko ujmując: kocha się, albo nienawidzi.

Jednakże, jeżeli miała bym parę słów powiedzieć od siebie to muszę przyznać, że nie jestem w stanie porównać tego filmu z innymi filmami jego wykonania. Każdy po prostu był 'inny', 'specyficzny' z inną dawką humoru i emocji. Nie ma gorszy, czy lepszy - jest to po prostu kolejny film tego reżysera w zupełnie innej odsłonie.  Co do samego oglądania...występuje wiele wątków (odrębnych od siebie historii) ale po upływie więcej niż pół godziny spokojnie wszystko 'ogarnęłam' ;) i mogłam się skupić tylko i wyłącznie na humorze i absurdzie (podreślam: pozytywnym) scen. Aktorzy dobrani bardzo umiejętnie i szczegółowo, aby każdy mógł w pełni oddać charakter swojej postaci. Jedynie co chcę zdradzić to fakt, że Penelope Cruz gra raczej epizodyczną postać (choć za sprawą swojej nieziemskiej urody jak zawsze przykuwa uwagę widza) Bardziej byłam jednak zafascynowana grą aktorską Woodego Allena (tak, tak! on występuje w swoim filmie!) Warto także powiedzieć, że lepiej pójść na "Zakochanych w Rzymie" do kina - gdyż samo miejsce, krajobrazy (ROME!) jest pokazane cuuuudownie i szkoda by było obejrzeć go na monitorze komputera (nie, nie jestem fanką wydawania kasy na kino, ale ten film naprawdę 'trzeba' stracić te kilkanaście złotych ;)
Cóż jeszcze powiedzieć? Myślę, że chyba już nic... trzeba to po prostu obejrzeć!

Wybaczcie za ciągle powtarzające się słowa, ale... ciągle jestem pod wpływem emocji, które wywołało to (jak dla mnie) filmowe dzieło :)

Ocena: arcydzieło! jedyne w swoim rodzaju


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz