2014, please be... No, no. New day, please be awesome!




Na spokojnie, pod kocem, psikając i kaszląc, tak spędzam czarująco Sylwestra. Czarująco, bez ironii, bo naprawdę w jakiś dziwny sposób cieszę się, że mogę trochę po przymulać przy filmie i dobrym ciastku. Mały skok z 2013 do 2014. Ludzie mogą się zmieniać niekoniecznie z roku na rok, ale również z dnia na dzień. Zmieniać - podejmując nowe wyzwania i próbować nowych rzeczy, a także po prostu codziennie czerpać przyjemność z życia. Z przebywania z ludźmi, przeczytanych książek, obejrzanych filmów. 
Takich prostych, pięknych rzeczy Wam życzę... spełnienia wszystkich marzeń i wiary w siebie i innych ludzi! :)

A little magic around me /christmas time


Święta za pasem, terminy gonią jak szalone, a ja jak zwykle, chciała bym po prostu ten miesiąc zwyczajnie przesiedzieć. Przy świeczkach, kakao, książce, filmie... nawet zwyczajnie pogapić się na świąteczne światełka czy zmarznąć na dworze. Oczywiście tę ostatnią rzecz mogę doświadczać ostatnio ciągle jadąc na uczelnię... no ale narzekanie na zimno kiedy jest zima... cóż, chyba mija się z sensem? Byle do 20 grudnia!

Tym samym, chciałabym Wam przedstawić moje mało oryginalne sposoby, aby przeżyć przemiło ten grudniowy czas. Przemiło? Ktoś by powiedział, że za wielkich słów używam... no, ale tak właśnie czuję się kiedy stwarzam wokół siebie tę małą, świąteczną aurę. Zresztą oceńcie sami.

Jak możecie dostrzec (minimalnie) na powyższym średnio-przerobionym-pseudo-świątecznym zdjęciu moje lektury na grudzień są planowo związane z kierunkiem moich studiów. Do czytania mam zatem "Historię wzornictwa" Penny Sparkle i "O sztuce" E.H. Gombricha. Obie lektury polecam. Szczególnie świetne spojrzenie na sztukę Gombricha, uciętą maksymalnie z nudnych frazesów dla zwykłego, przeciętnego zjadacza chleba. Choć może jeszcze mnie coś zaskoczy, bo jeszcze jej nie skończyłam. 


Ogarnął mnie w tym roku szał świeczkowy. Waniliowo-cynamonowe, pomarańczowe, owocowe, wszelkiego rodzaju, które rozpalają świąteczną aurę w moim pokoju. Szkoda, ze portfel na tym cierpiał (i nadal cierpi). Idealne do czytania książek i picia herbaty, siedzenia przed komputerem, rysowania, malowania, robienia wszelkich kreatywnych rzeczy (pod warunkiem, że SAMO miejsce pracy wspomożecie dodatkową lampą ;). Ostatnio mam taki nawyk, że pierwsze co robię gdy wracam z dworu to właśnie zapalam świeczki. Nie wiem co zrobię jak skończy się zima, a na dworzu zacznie się robić coraz jaśniej. Chyba będę siedziała w piwnicy. Byle ciemno!


Suszone pomarańcze. Idealne na choinkę, do ozdób, do prezentów. Przenosi mnie trochę w czasy gdzie wszystkie ozdoby na choinkę były wykonywane własnoręcznie lub po prostu były naturalne - tak, tak nie żyła wtedy, ale lubię słuchać opowieści starszych pokoleń. Marzy mi się jeszcze łańcuch z malutkich szyszek, pomalowanych na złoto lub srebrno.


Wszystko co błyszczące. Brokatowy, czerwony, złoty czy biały. Połyskujące i mieniące się lakiery do paznokci jak najbardziej na piedestale i gdzieś na widoku. Ten różowy z brokatem wyjątkowo ciężko się zmywa (taka mała nic nie znacząca uwaga, bo wiadomo, że 'trzeba' trochę dla takich rzeczy się poświęcić ;)


Cudeńko, które o dziwo nie wydawało mi się na pierwszy rzut oka tandetne. Choć zwykle właśnie tak reaguję na sztuczne 'błyskotki', podobne a'la do kryształków. Jakiś czas temu wypatrzyłam go w Mohito. Jednak widząc cenę 35 zł, jakoś tak... starałam się o nim zapomnieć. Wyszukany jednak na allegro za 25 zł, jak widać dała mi nową nadzieję na jego posiadanie. Jest świetny, pasuje do wszystkiego (no może przesadziłam), ale do białych, czarnych bądź biało-czarnych (melanż -nie chodzi tutaj o imprezę) prezentuje się niezwykle świątecznie. Do innych kolorów też się zdecydowanie nada.


Samotny piernik. Długo nie czuł się jednak samotny... ale za to był całkiem smaczny. Ten kolega niestety, nie jest mojego wykonania, ale sama planuję niedługo zrobić chatkę z piernika jak rok temu. No i oczywiście malutkie pierniki. Kończąc tym smacznym akcentem idę zrobić sobie kakao! Po raz 3 w tym dniu...

Da Vinci's Demons / Demony Da Vinci (2013) - serial TV


'Nothing strengthens authority so much as silence.'

W związku z obietnicą, przerywam leniwy weekend i z niekłamaną przyjemnością skrobię tego króciutkiego posta... recenzję 1 sezonu Demony Da Vinci. 

Natknęłam się na niego dzięki mojej koleżance, która stwierdziła, że 'koniecznie muszę go obejrzeć'. No i co tu dużo mówić? :) Miała rację. Gdy obejrzałam 1 sezon z ciekawości weszłam na filmweba żeby zobaczyć jak oceniają go inni. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to takie hasła jak: 'dno totalne' czy 'słaby serial', jednak ze zdumnienia zaczęłam trochę przecierać oczy... bo takich opinii pojawiło się zdecydowanie więcej. Oczywiście wytykane są 'liczne' błędy, a wszystko na końcu generalizowane jako 'wielkie zło tego świata' (czyt. strasznie niedobry serial). Nie rozumiem, skąd chęć u ludzi naginania rzeczywistości do seriali i filmów. Wszystko ma być takie jakie jest (czy było) w prawdziwym życiu, idealnie odwzorowane. I nie piszę tego, aby potępić takie myślenie (bo w sumie to... rozumiem, bo niegdyś też tak myślałam i silnie się oburzałam), ale z każdym kolejnym filmem i serialem zdaję sobie sprawę, że po prostu zaczynam nabierać zdrowego dystansu. W końcu filmy, seriale mają prawo być pewnego rodzaju oderwaniem - jak to każdy sobie zinterpretuje to już jego sprawa.

Ale do rzeczy... Serial mi się bardzo podoba (jak na razie) i może to słowo 'bardzo' może wydawać się trochę naciągane to jednak muszę stwierdzić, że po prostu miło oglądało mi się ten 1 sezon... Czekam zdecydowanie na następny. Aktorzy są fajnie 'zarysowani', sama postać Leonarda Da Vinci też fajnie ukazana (faktycznie 'parę' rzeczy-faktów na jego temat się nie zgadza, to jednak bądź co bądź jego postać zdecydowanie przyciąga uwagę widza i co więcej... skłania to widza zgłębienia jego biografii). Odniosłam wrażenie, że twórcy tego serialu nie planowali, aby odbierać ten serial jako nierozerwalnie związany z faktami historycznymi, ale cóż (jak by to trywialnie nie zabrzmiało) po prostu miły odpoczynek dla widza. I sam fakt, że istnieją nawiązania do geniuszu Da Vinci'ego i epoki w której żył jest dla mnie cudownym plusem. Typowy, główny bohater i jego pomysły stale są w centrum zainteresowania. No i jego przyjaciele, stale gotowi, aby ratować tyłek swojego Mistrza. Swoją drogą, wspominając już o tym tyłku... Całkiem niezły aktor. Trzeba także przyznać, że w pewnych momentach jest po prostu zabawny. Podsumowując, idealne odstresowanie.

Nie jest to oczywiście, pozycja 'obowiązkowa', ale jeżeli macie trochę czasu, musicie się odstresować czy po prostu chcecie zagospodarować minutkę pomiędzy herbatą, a ciastkiem... to zdecydowanie polecam :)

/może jak wskoczy mi jeszcze jakaś myśl na temat Demonów Da Vinciego to zrobię małą edycję i dodam parę akapitów